Kolejny poranek, gdy lekcje zaczynały się później, a ja nie zamierzałem zostać w domu. Wczoraj nie najlepiej się czułem, ale wydawało mi się, że jest lepiej. Nawet jeśli nie to i tak kogo to obchodzi? Gdy podniosłem się, usiadłem na łóżku trzymając się za czoło. Trochę bolała mnie głowa, ale za chwilkę odpuściło, więc zacząłem zbierać się do tej przeklętej szkoły. Na dworze pada śnieg, a ja założyłem swą bluzę, naciągnąłem kaptur, założyłem plecak i już miałem wyjść, gdy chwycił mnie kaszel. Prawie go obudziłem! Nie miał bym życia gdybym obudził wielmożnego lorda o tak wczesnej godzinie. Wyszedłem i ruszyłem w kierunku szkoły. Po drodze podbiegła do mnie Tia, wręczyła mi rękawiczki i jakieś małe ciepłe coś. Potem zaczęła wołać:
- Oszalałeś?! Nie myślisz poważnie!
Minęła nas jakaś jasnowłosa dziewczyna ubrana bardzo ciepło.
- Co za geniusz- szepnęła z pogardą omijając nas.
Przyjąłem pomoc od Tii. Swoim zwyczajem odmówiłbym, ale naprawdę było mi cholernie zimno. Wciąż kasłałem.
- Może powinieneś pójść do lekarza na pewno jesteś chory, kaszlesz i źle wyglądasz - stwierdziła dziewczyna.
- Przestań. Nic mi nie będzie.
- Jak uważasz...
Krzyżując ręce zacząłem iść w kierunku szkoły. Ona myśli po prostu, że jestem głupi? I dobrze. Niech nie zna prawdy
-Wiesz jak jesteśmy przyjaciółmi to możesz mi zawsze wszystko powiedzieć... Czuje jakbyś nie był ze mną szczery - zagryzła zęby spojrzała w dół.
- Tia... Są rzeczy, o których nie mogę ci mówić. Tobie ani nikomu innemu.
-Dobrze rozumiem to – wtedy przytuliła mnie, płacząc. Zdziwiłem się niemiłosiernie - Przepraszam cię za wszystko. Pewnie jest ci ciężko w życiu, a taki debil ci wchodzi na głowę! - po tych słowach puściła i przyśpieszyła tempo do marszobiegu. Widać, że było jej niezręcznie i głupio.
- Tia, zaczekaj... - chciałem ją dogonić, ale znów zacząłem kaszleć i trochę zakręciło mi się w głowie, więc zatrzymałem się. Co we mnie wstąpiło?! To totalnie nie w moim stylu! Ona odwróciła się i popatrzyła na mnie. W jej oczach ujrzałem żal i współczucie. Nie miałem pojęcia, że to zrobi, ale podeszła, zdjęła z siebie swój płaszcz i narzuciła go na mnie.
-Co ty robisz?!
-Nie przyjmuje odmowy - powiedziała ozięble.
Cóż miałem powiedzieć? Robi dla mnie tyle dobrego.
- Tobie będzie zimno... - czułem się tak jak nigdy. Nikt o mnie nie dba. Zawsze byłem jak śmieć. Nikomu nie potrzebny i nieistotny. Co jej strzeliło do głowy!? Poprawka... Co MI strzeliło do głowy?! Dlaczego nie potrafiłem odmówić?
-Jak tobie nie będzie to i mnie nie będzie - rzekła ciepło - Choć, spóźnimy się na lekcje. Dotarliśmy do szkoły, po czym wkroczyliśmy do jej wnętrza.
- Pozwolisz, że odwieszę płaszcz? Jaką masz pierwszą lekcję? - spytała
- Em... Chemię... za dwie godziny...
- Heh. Nie zapytałam cię, skąd właściwie jesteś?
- Poprzednia szkoła, do której chodziłem to Kaishi. Może słyszałaś? Głośno było o niej.
- Coś obiło mi się o uszy. Podoba ci się tutaj?
- Wszędzie jest tak samo..."
- Eh... Jesteś głodny?
- Nie - jakoś nie mam dziś apetytu, mimo że nie jadłem nic od wczorajszego "obiadu".
- Rozumiem. Masz jakieś zainteresowania?
- Nie.
- Nic nie lubisz?
Hm.. ona była dla mnie taka miła. Może też powinienem. Ale... czy potrafię? Nie jestem zbyt dobry w byciu miłym. Ale muszę chociaż spróbować. Jest taka wrażliwa. Nie chcę znowu kogoś zranić.
- Rysuje... - odpowiedziałem niechętnie i z pogardą.
- Pokażesz mi? Proszę! - w jej oczach malował się podziw.
- Nie - tak, wiem, że to było chamskie.
- Umiesz walczyć?
- Może... - rzekłem z wolna, po czym zacząłem kaszleć.
- Usiądź przy grzejniku - wskazała mi na kąt, w którym się znajdował i usiadła zostawiając dużo wolnego miejsca. Ale było mi głupio. Wyraźnie widziała, że coś ze mną jest nie tak i chciała mi pomóc, a nie chciała zbytnio poruszać tematu. To było... dziwne... Usiadłem przy niej, tak jak prosiła. Siedząc tak nagle poczułem czyjąś ciepłą dłoń na swojej. To była dłoń Tii, ale szybko ją zabrała .
Nieprzeczytane od tego miejsca
- Przepraszam, nie powinnam zarumieniła się i wyraźnie zrobiło jej się głupio. Nic nie odpowiedziałem. Ktoś inny powiedziałby pewnie: „nic się nie stało” czy coś takiego, ale nie ja.
- A masz jakieś konkretne sztuki walki opanowane? Karate, strzelanie z łuku? - wyraźnie zmieniła temat. Pamiętaj Shiro! Masz być miły!
- Od dziecka ćwiczę karate.
-Ale fajnie! - odrzekła z zapałem - Lubię patrzeć na walki innych, kibicować i takie tam. Czekaj, pójdę do toalety. Zaraz wrócę – pognała zostawiając swój plecak. Chwilę potem wróciła.
-Już jestem - szła w moim kierunku, lecz nagle potknęła się i upadła. Wstałem gwałtownie i podszedłem do niej. Podnosząc ją z ziemi rzekłem:
- Nic ci nie jest?
-Nie. Nie wstawaj jesteś zmęczony i chory - rzekła lekko zawstydzona. Usiedliśmy z powrotem, a przez ciszę powoli zaczęła zasypiać oparta o moje ramię. Chyba nigdy się tak nie czułem. Z jednej strony miałem ochotę ją odepchnąć, ale po raz pierwszy w życiu nie potrafiłem być bezczelny. Chciałem, aby to już się skończyło, a zarazem trwało wiecznie.
No niestety nie potrwało to długo. Wnet zabrzmiał głos dzwonka, tuż nad naszymi głowami. Dziewczyna gwałtownie się obudziła. Na początku wyglądało to tak, jakby nie wiedziała gdzie jest, ale zaraz spojrzała na moją bladą twarz.
- Lepiej ci? - spytała troskliwie. Potaknąłem, choć nie było to prawdą.
- Idź na lekcję, bo się spóźnisz i nie przejmuj się już mną...
- Dobrze pójdę, ale nie mogę się tobą nie przejmować jesteś teraz dla mnie najbliższą osobą - Wzięła plecak i powoli kierowała się w kierunku klasy. C-co? Ja? Ukryłem twarz w dłoniach, gdy odeszła. Nie chcę być dla nikogo nikim ważnym... Nie chcę, aby ktoś był ważny dla mnie! Nie chcę przeżywać tego drugi raz! Chciałem jakoś oderwać myśli od tego co się przed chwilą wydarzyło. Wyjąłem z plecaka szkicownik i próbowałem rysować. Tylko próbowałem. Nic mi nie wychodziło... Nie mogłem skupić myśli przez to co się wydarzyło. Do tego przeszkadzał mi ten cholerny kaszel. Dobrze, że nie przechodził tamtędy żaden z nauczycieli. Po lekcji Tia podeszła do mnie energicznie i uklękła.
- I jak tam poszło? - staraj się być miły Shiro!
- Dobrze. Coś robiłeś jak mnie nie było?
- Nie.
- Eh - usiadła obok i wpatrywała się w sufit - Gdzie pójdziesz po liceum?
- Nie wiem - serio się nad tym nie zastanawiałem. Moim życiowym celem było skończyć osiemnastkę, uwolnić się od tego kretyna i mieć własne pieniądze. Ale nie zastanawiałem się co dalej. Znów zacząłem kaszleć.
- Może chodź do higienistki? - rzekła Tia troskliwie.
- Nie ma mowy!
Wtedy sięgnęła do kieszeni i bez słowa pognała korytarzem zostawiając mnie samego. Jednak wróciła mgnieniu oka, wyciągnęła swą drobną dłoń w moim kierunku.
- Proszę, cukierki na kaszel - powiedziała ciepło.
- Eh.. przestań... Nic mi nie jest... Ale zrób coś dla mnie - rzekłem tajemniczo.
- Co takiego?
- Nie masz prosić nikogo, aby mi pomagał. Nie mów nikomu. Proszę.
Dziewczynę bardzo zdziwiły te słowa:
- Dobrze. Jak wolisz.
- Jaką masz teraz lekcję? - zmieniłem temat.
- Plastykę, a ty.
- Ech... ja jeszcze godzinę czekam - odrzekłem.
- Shiro zawsze jak zadaje ci te pytanie, to nic nie mówisz... Lubisz mnie?
Znów ukryłem twarz w dłoniach. Niby takie proste pytanie, a jednak tak trudno na nie odpowiedzieć. Ba! Odpowiedź była jasna! Znam ją od tak niedawna, a jednak... coś jest inaczej. Czy mi na niej zależy? Nie! Nie mogę tego powiedzieć! Przy niej chce mi się płakać. Dlaczego? Nagle przytuliła mnie i szepnęła:
- Przysięgam, że nigdy cię nie zranię, nie byłabym godna stracić twoje zaufanie. Odepchnąłem ją od siebie. Shiro-san, ty durniu! Miałeś być miły! Ale ona była inna. Przy Tii czułem się jak przy 'niej'! Nie mogłem tego znieść!
- Może pójdę... - chyba chciała odejść, ale wahała się.
I znów kogoś skrzywdziłem. Czy ja nie potrafię być kimś normalnym?! Ale ona znów usiadła obok.
- Shiro jesteś dla mnie teraz wszystkim, bo nikogo poza tobą nie mam... - wymamrotała.
- Nie mów tak! - to głupie.
Spojrzałam na mnie miną zbitego psa i rzekła:
- Czemu? - i zaczęła znowu płakać. Taka już musi być.
- A rodzice? - coś czułem, że to głupie pytanie.
- Matka ma mnie w dupie tata zmarł...
Och... biedna... Wiem coś o tym. Znam jej ból. Co ja mam jej teraz powiedzieć? Już wiedziałem! Już wiedziałem co rzec, a nawet prawie podniosłem głowę w jej kierunku i nagle to przeklęte kasłanie!
- Shiro dlaczego wtedy podszedłeś i go popchnąłeś? - spytała jakby odrywając myśli od tematu -Nie poznałbyś mnie.
- A co miałem zrobić? - odrzekłem z taką pogardą, jakby była głupie, że pyta o tak oczywiste rzeczy.
- Teraz, gdy się zaprzyjaźniliśmy, potrzebujemy się nawzajem.
Nie odpowiedziałem jej. Ona chyba na to liczyła, a bynajmniej to udało mi się wyczytać z jej twarzy. Po chwili milczenia, gdy się ruszyłem, przez przypadek trąciłem mój plecak ramieniem, a on, jako iż był niezapięty przywrócił się. I wypadł z niego mój szkicownik. Szlag!
-A teraz mi pokażesz? Proszę - próbowała spojrzeć mi w oczy -Proszę...
Chciałem wstać i podnieść zeszyt. Nie chcę nikomu pokazywać moich bazgrołów.
Nagle zadzwonił dzwonek. Tia pożegnała się i poszła do klasy.