Szkoła – jedyne miejsce, które uważam za „normalne”. Chociaż... No sam nie wiem. Sama szkoła może normalna jest, ale trochę nie wiem co myśleć o ludziach będących tam. Tego dnia, idąc do szkoły postanowiłem trochę poprzyglądać się uczniom i może nauczycielom. Chcę wiedzieć na czym stoję, kim oni właściwie są i jak się z nimi obchodzić. Od kogo trzymać się z daleka, z kim da się porozmawiać i z kim w ogóle nie zaczynać. Od pierwszej lekcji zacząłem przyglądać się każdemu po kolei. Kogo nie dało się przeoczyć? Dwóch typów, którzy ciągle przeszkadzali i rozmawiali, a przy ich dowcipach śmiała się zdecydowana większość klasy, ale nauczyciele nie byli zbyt zadowoleni z tego powodu. Ja zresztą też nie. Nie mam poczucia humoru. Reszta uczniów nie wychylała się zbytnio, więc wiele stwierdzić nie mogłem., poza tym, że jedna dziewczynka o brązowych włosach na prawie każdej lekcji coś bazgrała. Ludzie wyraźnie mijali mnie wielkim łukiem i milkli gdy byłem w pobliżu. W sumie to nie dziwię się. Wszędzie jest tak samo. W czasie przerwy stanąłem sobie opierając cię o ścianę szkoły, a mój czarny plecak położyłem na ziemie obok mnie. Potem słuchawki w uszy, a fon do kieszeni i tak sobie stałem bez większego celu, ale cały czas monitorowałem wszystko wzrokiem przerażającym, oczyma czerwonymi niczym płatki czerwonej róży. Stojąc tak spojrzałem przed siebie. Naprzeciw mnie stała ławka, a na niej dziewczyna. Wpatrywała się we mnie miodowymi oczkami zza książki, a gdy dostrzegła, że spoglądam w jej kierunku spod grzywki, od razu schowała swoją twarzyczkę za książką. Widocznie mi się przyglądała, ale nie chciała tego pokazać, albo bała się po prostu i była niespokojna, że podszedłem tak blisko. Wkurzało mnie to! Odszedłem i usiadłem na ławce oddalonej od niej wystarczająco.
Następnego dnia, gdy przyszedłem do szkoły, ona stała przy bramie wraz ze swoimi przyjaciółmi – chłopak miał na imię Rin z tego co pamiętam oraz dziewczyną, ale jej imienia już nie potrafię przytoczyć. Rozmawiali. Minąłem ich przy bramie, a dziewczyna, która przyglądała mi się wczoraj zza książki, skryła się teraz za swoim kolegą, ale zerkała na mnie zza jego pleców. Tak czy owak musiałem iść teraz do psychologa. Ta... chodzę do psychologa i to często. Długo by gadać. Lekcje minęły w miarę normalnie. Znając życie, Tia będzie na mnie czekać na placu albo przed bramą, jako że kończy lekcje tego dnia o tej samej godzinie co ja. Wyszedłem z klasy, a tuż przede mną szła ta brązowowłosa panienka o miodowych oczach. Nie wiem czy myślała, że idzie za nią ktoś inny, czy nie słyszała moich kroków, co jest zresztą bardzo prawdopodobne. Gdy schodziła po schodach, zadzwonił jej telefon. Odebrała i przywitała się wesoło, ale nagle przez swoją chwilę nieuwagi potknęła się na schodach. Nie zastanawiając się umiejętnie ją złapałem, bo spadłaby! Upuściła telefon, a pod wpływam upadku wypadła z niego bateria. Panienka nie zważając z początku kto ją trzyma, złapała mnie odruchowo za ramię, aby nie stracić równowagi, a potem spojrzała na mnie przerażona, nie wiedząc co zrobić. Puściłem ją, a ona stała se spuszczoną głową. Byłem zły. Przecież mogła sobie coś zrobić!
(Hiro?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz