poniedziałek, 28 grudnia 2015

Od Die Shiro – Pierwsze spotkanie

Stałem oparty o ścianę, a dookoła nic nie przykuwało większej uwagi. Chciałem, by tak było przynajmniej do pierwszego dzwonka, ale nie dadzą człowiekowi chwili świętego spokoju. Wtedy ujrzałem przed sobą dziewczynę ubraną w dres. Ktoś do niej podszedł i niespodziewanie ją popchnął, a wtedy książki wysypały jej się z plecaka. Wzdrygnąłem się na ten gest. Nie stał tam jeden prostak, ale dwóch. Oboje śmiali się głupio z młodszej od siebie.
Co to ma znaczyć? Takie nabijanie się z młodszej? Nie wiem dlaczego to zrobiłem, ale nie potrafiłem tego tak zostawić. Podszedłem. Jeden z nich nie słyszał moich kroków. Chwyciłem go za kaptur i pociągnąłem do tyłu.
- Będziesz się dalej śmiał - szepnąłem mu do ucha. 
Totalnie zaskoczony wydusił: 
- Eeee... Śpieszę się... - i wyślizgnął się, a przynajmniej tak mu się wydawało. Sam go w końcu puściłem. Jego kolega również zwiał, aż się dymiło. 
- Dziękuje. Tia jestem – rzekła dziewczyna, gdy wstała z podłogi. 
- Proszę - odrzekłem z pogardą. Odwróciłem się i odszedłem. 
- Ej! Teraz ty mówisz jak się nazywasz – złapała mnie za rękaw i spojrzała na moją twarz oczami zbitego psa. 
- Ehh... Die Shiro... - Po co ja to robię? Zawsze mówię, że nie będę się wtrącać w nie swoje sprawy, a zawsze wychodzi tak samo. Gdy zauważyła, że nie mam zamiaru na nią spojrzeć, popatrzyła na mnie wnikliwie. Wydawało mi się, że chciała coś powiedzieć, ale wtedy wrócił ten typek z koleżkami. 
- Teraz nie masz szans! Nas jest czterech, a ty jeden i z tobą mały chłopiec – zaśmiał się szyderczo. 
- Hy... Gdzieś was mam - spojrzałem na jednego z tych debilnych chłopaków, a jemu mina zrzedła. - Chodź młoda - rzekłem po cichu. Znowu to zrobiłem... Nie mam zamiaru bawić się z tymi idiotami, ale żal mi tej dziewczyny. Nie mądrze byłoby ją tu zostawić. Te naiwniaki odpuściły jednak. Zajęli się czymś innym. 
- Lubisz grać w piłkę? - jaka ona śmiała! - Może zostaniesz moim pseudo starszym bratem? - Powiedziała śmiejąc się lekko - I nauczysz mnie.
Ona mówi poważnie?
- Nie. 
- Dlaczego? - popatrzyła na mnie błagalnie.
Nie potrafiłem jej odpowiedzieć na to pytanie. Co miałem jej powiedzieć? Prawdę? Nie wchodzi w grę! Patrzyła na mnie tak biednie. Przez krótką chwilę nie śmiałem nic powiedzieć.
- Ehh... Dobra...- co ja gadam?! Jaki ja jestem głupi! 
- Jeeeej! Ale fajnie !!! Mogę ci ufać? 
Spuściłem głowę. Mój wyraz twarzy na chwilę się zmienił. Dlaczego o to pyta? 
- Nie - odwróciłem się i już miałem odejść. 
- Szkoda... Pokazałabym ci coś... - złapała mnie za rękaw i wyprowadziła na tył szkoły, a potem obok o parę metrów oddalonej sali gimnastycznej. No co ona wyrabia! Przecież się nie zgodziłem! Nie ma wstydu?!Rozejrzała się przez chwile, pochyliła się i poczęła odsuwać jakieś kamienie. Nie miałem zielonego pojęcia jaki był temu cel, ale po chwili wszystko stało się jasne. U dziurze, którą odsłoniła były trzy rude lisiątka.
- Matki nie ma. Pewnie zginęła, co mam z nimi zrobić? Jak myślisz? 
Bardzo się zdziwiłem. Sekundę wcześniej miałem ochotę porządnie ją opieprzyć za to, że zaciągnęła mnie tu bez mojej zgody, ale... one były takie piękne, małe delikatne zupełnie jak... jak moja siostrzyczka.
- Nie znoszę zwierząt - rzekłem sucho odwracając głowę, tak jakby było mi zupełnie obojętne, to co spotka te małe stworzonka. 
- Umrą... Nie jesteś oschły tylko zgrywasz twardziela, ale delikatność to nic złego. 
Skąd może wiedzieć?! Ona mnie w ogóle nie zna! Zamieniliśmy ze sobą góra dziesięć zdań! No błagam! Ale charyzmę to miała niemałą. Czym prędzej pociągnęła mnie za rękaw, niczym mała dziewczynka prosząca o coś swoich rodziców. 
- Zamknij się. 
- Proszę! - wciąż błagała i upierała się - Będę płakać.
- Nie wiem! Nie znam się! Skąd mam wiedzieć?!
- Jesteś starszy! Musisz wiedzieć!
No faktycznie trochę wiedziałem.
- Weź te lisy. Są wygłodzone, więc ich matka nie żyje. Nakarm i ogrzej. Potem powiem ci co dalej – mówiłem to z okropną niechęcią w głosie. 
- Okej. Za trzy lekcje po nie przyjdę – wtedy wyjęła z plecaka kanapkę, podzieliła ją na trzy i włożyła do dziury. Była taka uśmiechnięta. Widać było, że uwielbia zwierzęta. Ja zresztą też, ale nie mógłbym się do tego przyznać, więc co miałem zrobić? Odszedłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz